Kolejne dni nie należały do łatwych. Sam fakt, że zostałaś
ciężko zraniona w tył głowy był niemalże wyrokiem, a lekarze ze smutkiem
kręcili głowami przez kolejne dni. Ty praktycznie nie uczestniczyłaś w życiu.
Budziłaś się na chwilę, aby potem usnąć na kilkanaście godzin. Każde
dwadzieścia cztery godziny wyglądały tak samo. Ograniczały się do tysiąca
zastrzyków i ciągłych zmian opatrunków. Sama nie wiedziałaś ile czasu minęło, do czasu gdy w końcu wróciła ci stuprocentowa świadomość. Zaczęłaś rozumieć, co dzieje
się wokół. I to praktycznie niczego ci nie ułatwiało. Ku swojemu przerażeniu,
dokładnie pamiętałaś tamto wydarzenie. Nie chciałaś go pamiętać. Miałaś ochotę
wyrzucić, wymazać z pamięci, albo po prostu obudzić się dwa lata wcześniej i
nigdy nie poznać tego człowieka. Nikt nie chciał powiedzieć ci, co się z nim
stało. Wszyscy milczeli, bali się z tobą rozmawiać. Obawiali się, że lada
chwila wybuchniesz histerycznym płaczem i nie uda im się nad tobą zapanować. W
pewnym momencie uznałaś, że czujesz się samotna. Tak, co z tego, że praktycznie
cały czas ktoś z rodziny był obok ciebie, skoro nic nie wiedziałaś? Nie miałaś
pojęcia, co dzieje się na zewnątrz szpitala. I tak było przez kolejne dni, aż w
końcu w twojej sali pojawiły się najbardziej przez ciebie oczekiwane osoby. Byłaś akurat pochłonięta wpatrywaniem się w jasnozieloną ścianę, próbując przestać
myśleć o wydarzeniach sprzed kilkunastu dni, kiedy to drzwi do sali otworzyły
się.
- Dobra, siostra, koniec tego mazgajenia, ci w kitlach
mówią, że jeszcze dwa dni i stąd wychodzisz. - kamień spadł ci z serca, kiedy
ujrzałaś Daniela stojącego w drzwiach. Chociaż jeden nie patrzył na ciebie z
litością, a po prostu szczerzył się, jakbyście wcale nie byli w szpitalu.
- Już myślałam, że o mnie zapomniałeś, braciszku. -
uśmiechnęłaś się, a brat usadowił się na krześle obok twojego łóżka.
- Nie śmiałbym! Trochę podpuściłem trenera i dał mi ten
jeden dzień wolnego. Powiedziałem mu, że działasz na mnie dokładnie tak, jak
ciężki trening, czyli wielkiej różnicy nie będzie. - po raz pierwszy od kilku
dni tak po prostu się zaśmiałaś.
- Głupi jesteś. - odparłaś. Wizyta brata natychmiast
poprawiła twój nędzny humor. Właściwie to był pierwszą osobą, jaka tu przyszła
i potraktowała cię zupełnie tak jak dawniej. Nie bał się pytać cię o twoje
samopoczucie i chcąc nie chcąc, odpowiedział na nurtujące cię pytanie.
- Wiem, o co chcesz zapytać, Jagoda. On nie żyje. -
powiedział krótko, doskonale odgadując twoje zagadkowe spojrzenie. Kilkakrotnie
zamrugałaś i pokiwałaś głową na znak, że informacja do ciebie dotarła. A więc twój niedoszły
narzeczony popełnił samobójstwo. Zrobił to tuż po tym, jak podniósł na ciebie
rękę. Sama nie wiedziałaś, jak w tym momencie się czułaś. Przepełniała cię
pustka, kompletna nicość i niemiłe uczucie. Daniel poklepał cię po plecach,
widząc, że popadłaś w zamyślenie.
- Jesteś dzielna, mała. Przepraszam, że... że po prostu nie
przyjrzałem mu się bliżej. Cierpiałaś, a nikt z nas nie miał o tym pojęcia... -
zaczął niepewnym tonem, ale ty natychmiast pokręciłaś głową. Nie chciałaś, aby
ktokolwiek z twojej rodziny miał poczucie winy. To ty zawiniłaś, bo wszystko
trzymałaś w tajemnicy.
- Przestań. - odparłaś krótko. - Cieszę się, że cię mam.
Dziękuję, że przyszedłeś. - dodałaś z uśmiechem.
- Chcesz się pozbyć swojego brata, tak? No ładnie, czuję się
iście urażony! - udał wielce zmartwionego tym faktem. -Wiesz.. nawet jakby przeżył, to...
rozprawiłbym się z nim. - mruknął prawie niedosłyszalnie, ale ty doskonale
usłyszałaś te słowa. Spojrzałaś na niego z łzami w oczach i nagle poczułaś, jak
bardzo cię to wszystko przerasta. Nie minęła sekunda, a już łkałaś cicho w
ramię brata. Wszystko było takie... dziwne. Trudne. Niezrozumiałe. Zupełnie nie
wiedziałaś, jak będzie wyglądać twoje życie, kiedy w końcu wyjdziesz ze
szpitalnej sali. Leżałaś w niej już prawie dwa tygodnie i wnętrzności ściskały
ci się boleśnie, gdy myślałaś o ilości niepocieszonych pacjentów, których
wizyty nie doszły do skutku. Ogarniało cię nieprzyjemne uczucie, ilekroć
próbowałaś wyobrazić sobie swoje dalsze poczynania. Jednego byłaś pewna - nigdy
nie wrócisz do starego mieszkania. Ale co dalej? Zamieszkasz gdzieś indziej,
nadal będziesz rehabilitować pacjentów. Niby normalne, a jednak zaznaczone
krwawymi śladami przeszłości. Jagoda Plińska, fizjoterapeutka, w przeszłości
ciężko raniona przez psychicznego narzeczonego, który tuż po tym czynie
popełnił samobójstwo. Wspaniały scenariusz.
- Nie płacz. Wszystko się ułoży, obiecuję. Znajdziemy ci
nowe mieszkanko, postaram się wpadać częściej niż od święta. Nadal będziesz
przesiadywać na swoim oddziale, robić to co kochasz. A kolejny twój wybranek
przejdzie prawdziwą kontrolę od stóp do
głów. - na dźwięk tych słów jeszcze bardziej się rozbeczałaś, sama nie wiedząc,
czy płaczesz ze smutku, czy nad głupotą brata.
- Dziękuję. - wykrztusiłaś i zmierzwiłaś mu włosy, jak za
dawnych lat.
- Pamiętaj, młoda, całe życie przed tobą. A ja już
dopilnuję, żeby było wesołe i bez zmartwień. - dodał na odchodne i cmoknął cię
w policzek. - Lecę, bo trener mnie prześwięci, trzymaj się Jogobello. Dzwoń,
pisz, cokolwiek, może i jestem skoszarowany, ale nie odcięty od świata! -
pomachał ci i wyszedł z sali. Uśmiechnęłaś się, ocierając mokre policzki. Co
jak co, ale ten dwumetrowy głupek zawsze potrafił podnieść cię na duchu. Udało
mu się i tym razem. Świat nie wyglądał aż tak źle, jak przed jego przyjściem. Zdecydowanie
mniej obawiałaś się tego, co nadejdzie niebawem.
Nie zdążyłaś nawet dobrze wspomnieć wizyty brata, bo drzwi
ponownie się otworzyły ukazując niską blondynkę z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Nie ciesz się tak, weszłam tylko przekazać ci, że jakiś
przygłup próbuje wcisnąć się do twojej sali przede mną i to wcale nie jest
Daniel. - Julka wywróciła oczami i westchnęła. - Mówi, że przyszedł dokonać rekonwalescencji
twojej duszy, jakkolwiek by to brzmiało. A no i jeszcze jedno. Jestem totalnie
niesportowa, ale ten koleś to jest wypisz wymaluj Kadziewicz! Rozumiem, że mam
go wpuścić? - kompletnie straciła głowę, ale taką ją lubiłaś. Nieogarniętą,
wiecznie roztrzepaną i rozgadaną. Cała Jula.
- Skoro aż tak chce się ze mną spotkać... - odparłaś, wciąż
zadziwiona. No ładnie, tego to nawet nie spodziewałaś się w snach. Sam
Kadziewicz przybył, by cię odwiedzić. To naprawdę niemożliwe. Nie minęło kilka
sekund, a w sali pojawił się środkowy we własnej osobie. Spojrzałaś na niego z
zaciekawieniem, za to on wyszczerzony od ucha do ucha wyciągnął zza pazuchy...
kwiaty. Teraz to patrzyłaś na niego z nieukrywanym zdziwieniem.
- Co? Nie powinienem? Kurczę, Daniel nawciskał mi kitów, że
tak się robi. - wzruszył ramionami i położył bukiet na stoliku obok twojego
łóżka. W życiu nie widziałaś takiego spokojnego i grzecznego Łukasza.
Zaczynałaś totalnie powątpiewać w świat.
- Dziękuję. - to jedyne co udało ci się wymamrotać, ale
siatkarz jakoś nie zwracał uwagi na twoje zakłopotanie i usadowił się na
krześle.
- Role się odwróciły. A teraz, pani Plińska, proszę
opowiedzieć mi o swoich problemach. - oparł ręce o kolana i spojrzał na ciebie
wyczekująco. Odwzajemniłaś spojrzenie i parsknęłaś śmiechem. - No dalej,
podobno całkiem dobry ze mnie terapeuta. A przynajmniej tak twierdzi Plina, kiedy wysłuchuję jego
wiecznych bólów tyłka po przegranym meczu. - dodał siląc się na beztroski ton.
Po raz kolejny się zaśmiałaś.
- Nie wierzę, taki spokojny, taki bezkonfliktowy i grzeczny.
No panie Kadziewicz, co też się z panem stało? - zapytałaś z delikatnym
uśmiechem na twarzy.
- Przyszedłem ratować świat, widziałaś kiedyś wulgarnego
superbohatera? - odpowiedział, a ty już totalnie straciłaś panowanie nad swoim
śmiechem.
- I co za świat będziesz ratował, co? - zadałaś kolejne
pytanie.
- A takiej jednej, co kiedyś dała mi wykład o życiu i porządnego
kopa w dupę. Nie żebym się uskarżał. - odpowiedział. Poczułaś niezidentyfikowane
ciepło w okolicach serca.
- Okropna kobieta. - mruknęłaś i posłałaś mu uśmiech. Nie
zdążyłaś jednak dojrzeć jego odpowiedzi, bo w drzwiach stanęła dwójka...
policjantów. Oj Jagoda, wygląda na to, że najgorsze dopiero przed tobą...
~*~
Cześć kochane! :)
Rozdział dodany dzień wcześniej, ponieważ wybywam na kilka dni. Mam zamiar wykorzystać ostatnie dni wakacji jak najlepiej. Nawet nie chcę myśleć o tym, że w poniedziałek znów muszę zawitać w szkole. :(
Szykuje się ciężki rok, więc mam nadzieję, że chociaż pisanie tego opowiadania będzie mi go troszkę umilało. :)
Podoba wam się dzisiejsza akcja? Do łask powrócił pewien superbohater, który porządnie namiesza w głowie głównej bohaterki.
Do zobaczenia za tydzień!
Joan. <3