poniedziałek, 25 sierpnia 2014

6. Ciągle mokną te ulice w deszczu łez.



Kolejne dni nie należały do łatwych. Sam fakt, że zostałaś ciężko zraniona w tył głowy był niemalże wyrokiem, a lekarze ze smutkiem kręcili głowami przez kolejne dni. Ty praktycznie nie uczestniczyłaś w życiu. Budziłaś się na chwilę, aby potem usnąć na kilkanaście godzin. Każde dwadzieścia cztery godziny wyglądały tak samo. Ograniczały się do tysiąca zastrzyków i ciągłych zmian opatrunków. Sama nie wiedziałaś ile czasu minęło, do czasu gdy w końcu wróciła ci stuprocentowa świadomość. Zaczęłaś rozumieć, co dzieje się wokół. I to praktycznie niczego ci nie ułatwiało. Ku swojemu przerażeniu, dokładnie pamiętałaś tamto wydarzenie. Nie chciałaś go pamiętać. Miałaś ochotę wyrzucić, wymazać z pamięci, albo po prostu obudzić się dwa lata wcześniej i nigdy nie poznać tego człowieka. Nikt nie chciał powiedzieć ci, co się z nim stało. Wszyscy milczeli, bali się z tobą rozmawiać. Obawiali się, że lada chwila wybuchniesz histerycznym płaczem i nie uda im się nad tobą zapanować. W pewnym momencie uznałaś, że czujesz się samotna. Tak, co z tego, że praktycznie cały czas ktoś z rodziny był obok ciebie, skoro nic nie wiedziałaś? Nie miałaś pojęcia, co dzieje się na zewnątrz szpitala. I tak było przez kolejne dni, aż w końcu w twojej sali pojawiły się najbardziej przez ciebie oczekiwane osoby. Byłaś akurat pochłonięta wpatrywaniem się w jasnozieloną ścianę, próbując przestać myśleć o wydarzeniach sprzed kilkunastu dni, kiedy to drzwi do sali otworzyły się.

- Dobra, siostra, koniec tego mazgajenia, ci w kitlach mówią, że jeszcze dwa dni i stąd wychodzisz. - kamień spadł ci z serca, kiedy ujrzałaś Daniela stojącego w drzwiach. Chociaż jeden nie patrzył na ciebie z litością, a po prostu szczerzył się, jakbyście wcale nie byli w szpitalu.

- Już myślałam, że o mnie zapomniałeś, braciszku. - uśmiechnęłaś się, a brat usadowił się na krześle obok twojego łóżka.

- Nie śmiałbym! Trochę podpuściłem trenera i dał mi ten jeden dzień wolnego. Powiedziałem mu, że działasz na mnie dokładnie tak, jak ciężki trening, czyli wielkiej różnicy nie będzie. - po raz pierwszy od kilku dni tak po prostu się zaśmiałaś.

- Głupi jesteś. - odparłaś. Wizyta brata natychmiast poprawiła twój nędzny humor. Właściwie to był pierwszą osobą, jaka tu przyszła i potraktowała cię zupełnie tak jak dawniej. Nie bał się pytać cię o twoje samopoczucie i chcąc nie chcąc, odpowiedział na nurtujące cię pytanie.

- Wiem, o co chcesz zapytać, Jagoda. On nie żyje. - powiedział krótko, doskonale odgadując twoje zagadkowe spojrzenie. Kilkakrotnie zamrugałaś i pokiwałaś głową na znak, że informacja do  ciebie dotarła. A więc twój niedoszły narzeczony popełnił samobójstwo. Zrobił to tuż po tym, jak podniósł na ciebie rękę. Sama nie wiedziałaś, jak w tym momencie się czułaś. Przepełniała cię pustka, kompletna nicość i niemiłe uczucie. Daniel poklepał cię po plecach, widząc, że popadłaś w zamyślenie.

- Jesteś dzielna, mała. Przepraszam, że... że po prostu nie przyjrzałem mu się bliżej. Cierpiałaś, a nikt z nas nie miał o tym pojęcia... - zaczął niepewnym tonem, ale ty natychmiast pokręciłaś głową. Nie chciałaś, aby ktokolwiek z twojej rodziny miał poczucie winy. To ty zawiniłaś, bo wszystko trzymałaś  w tajemnicy.

- Przestań. - odparłaś krótko. - Cieszę się, że cię mam. Dziękuję, że przyszedłeś. - dodałaś z uśmiechem.

- Chcesz się pozbyć swojego brata, tak? No ładnie, czuję się iście urażony! - udał wielce zmartwionego tym faktem.  -Wiesz.. nawet jakby przeżył, to... rozprawiłbym się z nim. - mruknął prawie niedosłyszalnie, ale ty doskonale usłyszałaś te słowa. Spojrzałaś na niego z łzami w oczach i nagle poczułaś, jak bardzo cię to wszystko przerasta. Nie minęła sekunda, a już łkałaś cicho w ramię brata. Wszystko było takie... dziwne. Trudne. Niezrozumiałe. Zupełnie nie wiedziałaś, jak będzie wyglądać twoje życie, kiedy w końcu wyjdziesz ze szpitalnej sali. Leżałaś w niej już prawie dwa tygodnie i wnętrzności ściskały ci się boleśnie, gdy myślałaś o ilości niepocieszonych pacjentów, których wizyty nie doszły do skutku. Ogarniało cię nieprzyjemne uczucie, ilekroć próbowałaś wyobrazić sobie swoje dalsze poczynania. Jednego byłaś pewna - nigdy nie wrócisz do starego mieszkania. Ale co dalej? Zamieszkasz gdzieś indziej, nadal będziesz rehabilitować pacjentów. Niby normalne, a jednak zaznaczone krwawymi śladami przeszłości. Jagoda Plińska, fizjoterapeutka, w przeszłości ciężko raniona przez psychicznego narzeczonego, który tuż po tym czynie popełnił samobójstwo. Wspaniały scenariusz.

- Nie płacz. Wszystko się ułoży, obiecuję. Znajdziemy ci nowe mieszkanko, postaram się wpadać częściej niż od święta. Nadal będziesz przesiadywać na swoim oddziale, robić to co kochasz. A kolejny twój wybranek przejdzie  prawdziwą kontrolę od stóp do głów. - na dźwięk tych słów jeszcze bardziej się rozbeczałaś, sama nie wiedząc, czy płaczesz ze smutku, czy nad głupotą brata.

- Dziękuję. - wykrztusiłaś i zmierzwiłaś mu włosy, jak za dawnych lat.

- Pamiętaj, młoda, całe życie przed tobą. A ja już dopilnuję, żeby było wesołe i bez zmartwień. - dodał na odchodne i cmoknął cię w policzek. - Lecę, bo trener mnie prześwięci, trzymaj się Jogobello. Dzwoń, pisz, cokolwiek, może i jestem skoszarowany, ale nie odcięty od świata! - pomachał ci i wyszedł z sali. Uśmiechnęłaś się, ocierając mokre policzki. Co jak co, ale ten dwumetrowy głupek zawsze potrafił podnieść cię na duchu. Udało mu się i tym razem. Świat nie wyglądał aż tak źle, jak przed jego przyjściem. Zdecydowanie mniej obawiałaś się tego, co nadejdzie niebawem.

Nie zdążyłaś nawet dobrze wspomnieć wizyty brata, bo drzwi ponownie się otworzyły ukazując niską blondynkę z szerokim uśmiechem na twarzy.

- Nie ciesz się tak, weszłam tylko przekazać ci, że jakiś przygłup próbuje wcisnąć się do twojej sali przede mną i to wcale nie jest Daniel. - Julka wywróciła oczami i westchnęła. - Mówi, że przyszedł dokonać rekonwalescencji twojej duszy, jakkolwiek by to brzmiało. A no i jeszcze jedno. Jestem totalnie niesportowa, ale ten koleś to jest wypisz wymaluj Kadziewicz! Rozumiem, że mam go wpuścić? - kompletnie straciła głowę, ale taką ją lubiłaś. Nieogarniętą, wiecznie roztrzepaną i rozgadaną. Cała Jula.

- Skoro aż tak chce się ze mną spotkać... - odparłaś, wciąż zadziwiona. No ładnie, tego to nawet nie spodziewałaś się w snach. Sam Kadziewicz przybył, by cię odwiedzić. To naprawdę niemożliwe. Nie minęło kilka sekund, a w sali pojawił się środkowy we własnej osobie. Spojrzałaś na niego z zaciekawieniem, za to on wyszczerzony od ucha do ucha wyciągnął zza pazuchy... kwiaty. Teraz to patrzyłaś na niego z nieukrywanym zdziwieniem.

- Co? Nie powinienem? Kurczę, Daniel nawciskał mi kitów, że tak się robi. - wzruszył ramionami i położył bukiet na stoliku obok twojego łóżka. W życiu nie widziałaś takiego spokojnego i grzecznego Łukasza. Zaczynałaś totalnie powątpiewać w świat.

- Dziękuję. - to jedyne co udało ci się wymamrotać, ale siatkarz jakoś nie zwracał uwagi na twoje zakłopotanie i usadowił się na krześle.

- Role się odwróciły. A teraz, pani Plińska, proszę opowiedzieć mi o swoich problemach. - oparł ręce o kolana i spojrzał na ciebie wyczekująco. Odwzajemniłaś spojrzenie i parsknęłaś śmiechem. - No dalej, podobno całkiem dobry ze mnie terapeuta. A przynajmniej  tak twierdzi Plina, kiedy wysłuchuję jego wiecznych bólów tyłka po przegranym meczu. - dodał siląc się na beztroski ton. Po raz kolejny się zaśmiałaś.

- Nie wierzę, taki spokojny, taki bezkonfliktowy i grzeczny. No panie Kadziewicz, co też się z panem stało? - zapytałaś z delikatnym uśmiechem na twarzy.

- Przyszedłem ratować świat, widziałaś kiedyś wulgarnego superbohatera? - odpowiedział, a ty już totalnie straciłaś panowanie nad swoim śmiechem.

- I co za świat będziesz ratował, co? - zadałaś kolejne pytanie.

- A takiej jednej, co kiedyś dała mi wykład o życiu i porządnego kopa w dupę. Nie żebym się uskarżał. - odpowiedział. Poczułaś niezidentyfikowane ciepło w okolicach serca.

- Okropna kobieta. - mruknęłaś i posłałaś mu uśmiech. Nie zdążyłaś jednak dojrzeć jego odpowiedzi, bo w drzwiach stanęła dwójka... policjantów. Oj Jagoda, wygląda na to, że najgorsze dopiero przed tobą...
~*~ 
Cześć kochane! :)
Rozdział dodany dzień wcześniej, ponieważ wybywam na kilka dni. Mam zamiar wykorzystać ostatnie dni wakacji jak najlepiej. Nawet nie chcę myśleć o tym, że w poniedziałek znów muszę zawitać w szkole. :( 
Szykuje się ciężki rok, więc mam nadzieję, że chociaż pisanie tego opowiadania będzie mi go troszkę umilało. :)
Podoba wam się dzisiejsza akcja? Do łask powrócił pewien superbohater, który porządnie namiesza w głowie głównej bohaterki.
Do zobaczenia za tydzień!
Joan. <3