niedziela, 29 czerwca 2014

2. W miłości jest jak w ulewnym deszczu, nastaje moment, kiedy już po prostu wszystko jedno.

Nie spodziewałaś się, że będzie łatwo. Nie należałaś do osób, które liczą na to, że wszystko w życiu przyjdzie im z dziecinną łatwością. Spotkanie z Kadziewiczem wyglądało zupełnie tak, jak to sobie wyobrażałaś. Zbuntowany, ewidentnie zraniony i wprost niemożliwie wkurzający. Tak siatkarz prezentował się w twoich oczach. Poniekąd starałaś się go zrozumieć. W okamgnieniu stracił to, na czym mu zależało. Z opowieści Daniela dowiedziałaś się, że szykuje mu się rozwód. Do tego kontuzja przekreśliła jego siatkarskie nadzieje i marzenia. Ty sportu unikałaś jak ognia. Natomiast dla niego był wszystkim. A paskudny uraz spowodował, że musiał z niego chwilowo zrezygnować. W tym całym kotle, pełnym siatkówki i niewiernej żony podobno siedziała jeszcze jedna osóbka. Jego córeczka.
- Witam w moim świecie. - słowa pacjenta wybiły cię z gorączkowego rozmyślania. Przez jedną milisekundę miałaś wrażenie, że doda coś więcej. Powie coś usprawiedliwiającego jego zachowanie. Rozklei się i wyszepcze, że po prostu nie daje sobie z tym rady. Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Powoli zaczynałaś przyjmować do wiadomości fakt, iż to nigdy nie nastąpi. A siedzący naprzeciw siatkarz jest cholernie trudną osobą.
- Witam w życiu każdego z nas. W życiu nigdy nie będzie łatwo. I trzeba nauczyć się to akceptować. Czasem warto spojrzeć przed siebie, zamiast obwiniać cały świat za własne błędy. - odpowiadasz mu, zerkając w jego oczy. Nie był taki w środku. To tylko otoczka stworzona dla ochrony przed ludźmi. Gdzieś tam w środku siedzi zraniony facet, który nie potrafi poradzić sobie z własnym życiem. Byłaś tego pewna. I obiecałaś sobie, że zrobisz wszystko, by mu pomóc. Fizycznie, a nawet psychicznie.
- Czy ty mi coś sugerujesz? - pyta rozdrażnionym tonem. 
- Czy my w ogóle przeszliśmy na "ty", panie Kadziewicz? - odpowiadasz pytaniem na pytanie i przez moment widzisz cień uśmiechu przenikający przez jego twarz. A może po prostu ci się wydawało?
- Twarda z ciebie sztuka. - prycha, nijak odnosząc się do twojego pytania.
- Jutro o 10 widzimy się na sali rehabilitacyjnej. Zobaczymy, co da się z panem zrobić. - celowo akcentujesz słowo "pan".
- Oj ze mną dużo, naprawdę. Za to z moją pękniętą kością niewiele. - ze zdumieniem unosisz brwi, słysząc pierwszą część jego wypowiedzi. 
- Nie ma rzeczy niemożliwych. - posyłasz mu uśmiech.
- To się okaże. Gdyby nie wielkie zapewnienia Pliny, w ogóle bym tu nie przyszedł. - mówi na odchodne.
- To prawdziwy zaszczyt, że taka gwiazda odwiedziła mój oddział. Czuję się zaszczycona! - pogrywasz sobie z nim po całej linii, będąc już zapewne nieźle obsmarowana wyzwiskami w jego myślach.
- Coś czuję, że wyjdę stąd z kontuzją psychiczną. - mamrocze i nie zaszczycając cię nawet spojrzeniem, wychodzi.
- Do jutra, panie Łukaszu! - uśmiechasz się. Radujesz się, bo najgorsze już za tobą. A przynajmniej do godziny 10 jutrzejszego dnia. Kolejne godziny spędziłaś na przyjmowaniu dziesiątek innych pacjentów i nie miałaś ani chwili, by wspominać zbuntowanego Kadziewicza. Szpital opuszczasz dopiero po godzinie 16 i wybierasz się na małe zakupy spożywcze. Następnie znajdujesz chwilkę na spotkanie się z przyjaciółką - Julią. W końcu każda chwila jest dobra, by troszeczkę poplotkować w dobrym towarzystwie. 
- Rozumiem, że pacjenci bez większych rewelacji? - zagaduje blondynka i puszcza ci oczko. 
- Dziś miałam jednego wyjątkowo ciekawego. Kompletnie rozbity facet. - wzdychasz i upijasz łyk kawy. 
- A przystojny chociaż? - pyta rozbawiona koleżanka, a ty patrzysz na nią pobłażliwie.
- Podobno jestem zaręczona. - prychasz.
- Taak, no właśnie... Nadal nic się nie zmieniło? - rozmówczyni automatycznie zmienia ton głosu i wpatruje się w ciebie, najwyraźniej szukając jakichś oznak depresji. Czy czegoś w tym stylu.
- Wciąż tak samo i bez zmian. - wzruszasz ramionami. To nie tak, że cię to już nie ruszało. Bo wciąż bolało i chwytało za serce. Ale dlaczego masz walczyć, jeżeli on już przestał? 
- Kochasz go? - pyta cicho.
- To nie jest takie łatwe... - mówisz, starając się nie patrzeć na przyjaciółkę.
- Pamiętaj, że zawsze masz we mnie oparcie. Ale musisz coś z tym zrobić, Jagoda. - klepie cię pokrzepiająco po ramieniu.
- Chciałabym. Tylko problem polega na tym, że nie spełniam już jego wymogów. I jestem powietrzem. - zapada cisza, kiedy to obie uparcie wpatrujecie się w filiżanki z ciemnym napojem. Tak, to wszystko zdecydowanie było skomplikowane i trudne. Dwie osoby, które niegdyś były sobie bliskie. Teraz, są dla siebie zupełnie obce. Cholerny paradoks. 
~*~ 
Wracam! Wracam do was z masą nowych pomysłów i nowymi rozdziałami. Mam nadzieję, że jest tu jeszcze ktoś, kto o mnie pamięta. Przepraszam za tą długą zwłokę. Miałam ciężki okres, kiedy nic mi nie wychodziło. :( Na szczęście zły troll już zażegnany i mogę pisać do woli. Spotykamy się tutaj co niedzielę. ♥
Zapraszam do komentowania, nawet nie wiecie, jak bardzo mnie to motywuje do dalszego pisania!
Zostawiajcie linki do swoich opowiadań, wracam do aktywnego czytania waszych historii. :)
Miłego wakacyjnego tygodnia wszystkim! <3
Joan.